Francuskie Ciasteczko
niedziela, 1 lutego 2015
czwartek, 6 listopada 2014
24. Moja historia
Już od jakiegoś czasu należę do Klubu Polki na Obczyźnie ale dopiero teraz mam okazję wziąć w nim czynny udział, a to dzięki nowemu projektowi MOJA HISTORIA - czyli skąd się wzięłam w Paryżu.
Odkąd tylko pamiętam, moja rodzina ciągle zmieniała miejsce zamieszkania. Najpierw Warszawa potem Poznań, potem znów Warszawa i kolejny raz Poznań (uogólniając). Mieszkałam w ponad 20 różnych domach/mieszkaniach dlatego nigdy nie przywiązałam się do żadnych z tych miejsc. Już kiedy byłam w gimnazjum (zafascynowana Japonią) czułam, że moje miejsce nie jest w Polsce. Moje marzenia były skierowane w stronę Azji więc nigdy bym nie pomyślała, że najpierw zamieszkam we Francji, szczególnie że miałam do niej bardzo zły stosunek po lekcjach francuskiego w liceum.
Dzień, który o wszystkim zadecydował to 10 maja 2012. Z nudów weszłam na stronę interpals gdzie szukałam Japończyków do korespondowania. Przeglądając kolejną stronę z użytkownikami online w oczy rzucił mi się profil z jedną z moich ulubionych postaci z anime, a że właśnie skończyłam je oglądać to postanowiłam zajrzeć na ten profil (pomimo złych doświadczeń z osobami bez prawdziwych zdjęć). Wydał mi się całkiem interesujący więc pod obrazkiem zostawiłam komentarz "Hello Fay!" (imię postaci). Po chwili dostałam wiadomość od pana "Faya". I tak zaczęła się nasza korespondencja. Po każdej kolejnej wiadomości odkrywaliśmy coraz to więcej wspólnych zainteresowań. Po tygodniu wymieniliśmy się skypem. Fay okazał się być Francuzem - moim własnym panem B. Już pod koniec maja nie było wolnego dnia od siedzenia na skypie i pisania do późna. W czerwcu już byliśmy zakochani, a w lipcu pierwszy raz pan B. przyjechał do Polski, do mnie.
I tak zaczęła się moja wielka przygoda, moja historia.
Raz to ja leciałam do Paryża, raz on do Poznania. Zaczęłam studia. Widywaliśmy się raz na miesiąc. Przeogromne szczęście kiedy przylatywał, wyrwane serce kiedy wracał. Przyjeżdżał i miałam serce z powrotem. Na 3, 4 dni. Potem znów je traciłam. W między czasie zakochałam się również w Paryżu. W tym mieście, gdzie moje wszystkie sny się spełniały kiedy byłam z NIM. Mieliśmy poczekać aż skończę studia by razem zamieszkać. Aż pewnego dnia, po roku zasypianiu samemu i niekończących się rozmów na skypie, kiedy studia mi się posypały, podjęliśmy spontaniczną decyzję - zamieszkamy razem! W Paryżu. Mieście marzeń. Rzuciłam studia, spakowałam się i wyjechałam. Tak po prostu. Do miłości mojego życia. Do innego świata, bez języka, bez przyjaciół ale za to z sercem.
I oto tu jestem. Szczęśliwa. Chociaż aklimatyzacja zajęła mi trochę. Uczę się francuskiego. Wychodzę sama, robię zakupy, zajmuję się domem, kotami i panem B. Zajęło mi pół roku by się przełamać, zacząć poznawać ludzi, ruszać się, uczyć się. Kiedy się pakowałam, nie umiałam sobie wyobrazić, że życie na obczyźnie może być takie trudne. Ale po to tu jestem by przełamywać swoje bariery. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej! Najważniejsze, że teraz jestem z kimś kto jest dla mnie najważniejszy.
Taka jest moja historia. A co będzie dalej? Kto wie co przyniesie wiatr ale na chwilę obecną planujemy zostać we Francji jeszcze trochę, a potem może nawet Nowa Zelandia :) - takie nasze wspólne marzenie.
Odkąd tylko pamiętam, moja rodzina ciągle zmieniała miejsce zamieszkania. Najpierw Warszawa potem Poznań, potem znów Warszawa i kolejny raz Poznań (uogólniając). Mieszkałam w ponad 20 różnych domach/mieszkaniach dlatego nigdy nie przywiązałam się do żadnych z tych miejsc. Już kiedy byłam w gimnazjum (zafascynowana Japonią) czułam, że moje miejsce nie jest w Polsce. Moje marzenia były skierowane w stronę Azji więc nigdy bym nie pomyślała, że najpierw zamieszkam we Francji, szczególnie że miałam do niej bardzo zły stosunek po lekcjach francuskiego w liceum.
Dzień, który o wszystkim zadecydował to 10 maja 2012. Z nudów weszłam na stronę interpals gdzie szukałam Japończyków do korespondowania. Przeglądając kolejną stronę z użytkownikami online w oczy rzucił mi się profil z jedną z moich ulubionych postaci z anime, a że właśnie skończyłam je oglądać to postanowiłam zajrzeć na ten profil (pomimo złych doświadczeń z osobami bez prawdziwych zdjęć). Wydał mi się całkiem interesujący więc pod obrazkiem zostawiłam komentarz "Hello Fay!" (imię postaci). Po chwili dostałam wiadomość od pana "Faya". I tak zaczęła się nasza korespondencja. Po każdej kolejnej wiadomości odkrywaliśmy coraz to więcej wspólnych zainteresowań. Po tygodniu wymieniliśmy się skypem. Fay okazał się być Francuzem - moim własnym panem B. Już pod koniec maja nie było wolnego dnia od siedzenia na skypie i pisania do późna. W czerwcu już byliśmy zakochani, a w lipcu pierwszy raz pan B. przyjechał do Polski, do mnie.
I tak zaczęła się moja wielka przygoda, moja historia.
Raz to ja leciałam do Paryża, raz on do Poznania. Zaczęłam studia. Widywaliśmy się raz na miesiąc. Przeogromne szczęście kiedy przylatywał, wyrwane serce kiedy wracał. Przyjeżdżał i miałam serce z powrotem. Na 3, 4 dni. Potem znów je traciłam. W między czasie zakochałam się również w Paryżu. W tym mieście, gdzie moje wszystkie sny się spełniały kiedy byłam z NIM. Mieliśmy poczekać aż skończę studia by razem zamieszkać. Aż pewnego dnia, po roku zasypianiu samemu i niekończących się rozmów na skypie, kiedy studia mi się posypały, podjęliśmy spontaniczną decyzję - zamieszkamy razem! W Paryżu. Mieście marzeń. Rzuciłam studia, spakowałam się i wyjechałam. Tak po prostu. Do miłości mojego życia. Do innego świata, bez języka, bez przyjaciół ale za to z sercem.
Słynne Paryskie karuzele |
Place de la Concorde |
W Wersalu z panem B. |
Taka jest moja historia. A co będzie dalej? Kto wie co przyniesie wiatr ale na chwilę obecną planujemy zostać we Francji jeszcze trochę, a potem może nawet Nowa Zelandia :) - takie nasze wspólne marzenie.
piątek, 17 października 2014
23. Kurier francuski
Co (na chwilę obecną) jest dla mnie najgorsze we Francji?
Kurierzy!
Tak, problemów pocztowych ciąg dalszy.
Pytacie - co może być trudnego w dostarczeniu paczki kiedy posiadasz adres adresata, jego telefon i nawet kod do bramy? Otóż praca kuriera wcale nie jest usłana różami, kurier musi się zmagać ze wszystkimi żywiołami, walczy ze smokami i wiatrakami, obrońca uciśnionych i co tam jeszcze możecie sobie wyobrazić.
A jak to wygląda w praktyce?
Kupujesz jakiś produkt online, dajmy na to ładowarkę do laptopa. Komputer bez baterii nie pociągnie długo dlatego zależy Ci na szybkim dostarczeniu produktu. Wybierasz tą droższą opcję z dostawą do domu w dwa dni. Dostajesz wspaniałego maila gdzie możesz śledzić Twoją przesyłkę. Widzisz dzień i godzinę. Oczywiście nie sobota i oczywiście musisz się zwolnić z pracy. Siedzisz w domu, czekasz i... Nic! Wieczorem dostajesz maila, że nie było Cię w domu (!) i nie mogli dostarczyć paczki. Drugie podejście jutro. Tym razem Twoja dziewczyna/chłopak bierze wolne. I znów firma uparcie twierdzi, że kurier nikogo w domu nie zastał. Dzwonisz do nich i co? Kurier miał problem z bramą. Co z tego, że miał i kod i Twój numer telefonu. Nie dał sobie rady. Tym razem mówisz, że może w takim razie do firmy mogą dostarczyć tę paczkę (to już tydzień bez komputera). Uprzejma pani mówi, że tak oczywiście i prosi o adres. Paczka ma przyjść następnego dnia.
Jak już wszyscy mogą się domyślić paczki nadal nie ma. Dzwonisz wściekły kolejny raz. Przemiła pani doradza Ci iść do oddziału firmy (jakieś krańce Paryża) i samemu sobie odebrać paczkę! Jesteś zdesperowany więc się zgadzasz, przy okazji przygotowujesz się do urządzenia awantury i złożenia reklamacji.
Jesteś w pracy. Godzina 12. Przerwa na obiad. Już chcesz wychodzić odebrać paczkę kiedy Twój znajomy przychodzi do Ciebie z Twoją długo wyczekiwaną paczką w ręku. Kurier przyszedł i przekazał paczkę pierwszej napotkanej osobie w firmie, która potwierdziła, że Cię zna. Masz szczęście, że rzeczywiście był to Twój kolega. I tak po ponad tygodniu dostarczono Ci upragnioną paczkę! Dzięki Ci Panie!
Myślicie, że to tylko przypadek? Wystarczy obejrzeć opinie na google i od razu orientujesz się, że nie jesteś wyjątkiem. Nic by się nie stało gdyby tak pracowała tylko jedna firma. Niestety w Paryżu (nie wiem jak inne rejony francuskie) WSZYSTKIE firmy pracują dokładnie tak samo.
Jeszcze jeden przykład sprzed paru dni.
Kocie żarcie się kończyło i zamówiliśmy kolejną pakę przez internet (o wiele bardziej się opłaca niż ten syf z supermarketów). Przyszedł mail, że kurier przyjdzie w poniedziałek. Nie przyszedł. Wieczorem mail, że przyjdzie we wtorek. Oczywiście we wtorek również nikogo nie było.
Czwartek. Dzwonimy do firmy kurierskiej. Były opóźnienia paczka nawet nie wyjechała ale dzisiaj NA PEWNO już jedzie. Co prawda nie wiedzą kiedy kurier dostarczy paczkę bo przecież nie mają z nim kontaktu! No tak. To normalne.
Na szczęście dzisiaj już paczka doszła ale koty trochę "pogłodowały". I tak to tutaj działa.
Prawie zawsze nie obejdzie się bez opóźnień/problemów.
Kupiliśmy kaloryfery przez internet, było dokładnie to samo. Za każdym razem próbujemy inną firmę ale wszędzie to samo.
Najfajniej było kiedy pojechaliśmy na dwa tygodnie do Polski. Kurier akurat wpadł w tym czasie do nas z przesyłką. Po francusku średnio gadał i na dodatek chciał paczkę zostawić przed drzwiami! Nic nie dało tłumaczenie, że wrócimy dopiero po paru dniach. Dobrze, że nie miał kodu do bramy bo by wlazł i zostawiłby tą paczkę. Na szczęście sąsiedzi nie wpuścili gościa do budynku bo podobno straszliwie szarpał za drzwi...
A dlaczego tak to wygląda? Pewnie jednym z czynników jest to, że firmy kurierskie zatrudniają tylko emigrantów, którzy ledwo co znają francuski, a do tego robią co im się żywnie podoba. Wiadomo, że tak jest taniej do tego wszystkie firmy działają tak samo, więc nie ma konkurencji, która by podwyższała standardy, to po co coś co "działa" zmieniać.
Vive la france!
Kurierzy!
Tak, problemów pocztowych ciąg dalszy.
Pytacie - co może być trudnego w dostarczeniu paczki kiedy posiadasz adres adresata, jego telefon i nawet kod do bramy? Otóż praca kuriera wcale nie jest usłana różami, kurier musi się zmagać ze wszystkimi żywiołami, walczy ze smokami i wiatrakami, obrońca uciśnionych i co tam jeszcze możecie sobie wyobrazić.
A jak to wygląda w praktyce?
Kupujesz jakiś produkt online, dajmy na to ładowarkę do laptopa. Komputer bez baterii nie pociągnie długo dlatego zależy Ci na szybkim dostarczeniu produktu. Wybierasz tą droższą opcję z dostawą do domu w dwa dni. Dostajesz wspaniałego maila gdzie możesz śledzić Twoją przesyłkę. Widzisz dzień i godzinę. Oczywiście nie sobota i oczywiście musisz się zwolnić z pracy. Siedzisz w domu, czekasz i... Nic! Wieczorem dostajesz maila, że nie było Cię w domu (!) i nie mogli dostarczyć paczki. Drugie podejście jutro. Tym razem Twoja dziewczyna/chłopak bierze wolne. I znów firma uparcie twierdzi, że kurier nikogo w domu nie zastał. Dzwonisz do nich i co? Kurier miał problem z bramą. Co z tego, że miał i kod i Twój numer telefonu. Nie dał sobie rady. Tym razem mówisz, że może w takim razie do firmy mogą dostarczyć tę paczkę (to już tydzień bez komputera). Uprzejma pani mówi, że tak oczywiście i prosi o adres. Paczka ma przyjść następnego dnia.
Jak już wszyscy mogą się domyślić paczki nadal nie ma. Dzwonisz wściekły kolejny raz. Przemiła pani doradza Ci iść do oddziału firmy (jakieś krańce Paryża) i samemu sobie odebrać paczkę! Jesteś zdesperowany więc się zgadzasz, przy okazji przygotowujesz się do urządzenia awantury i złożenia reklamacji.
Jesteś w pracy. Godzina 12. Przerwa na obiad. Już chcesz wychodzić odebrać paczkę kiedy Twój znajomy przychodzi do Ciebie z Twoją długo wyczekiwaną paczką w ręku. Kurier przyszedł i przekazał paczkę pierwszej napotkanej osobie w firmie, która potwierdziła, że Cię zna. Masz szczęście, że rzeczywiście był to Twój kolega. I tak po ponad tygodniu dostarczono Ci upragnioną paczkę! Dzięki Ci Panie!
Myślicie, że to tylko przypadek? Wystarczy obejrzeć opinie na google i od razu orientujesz się, że nie jesteś wyjątkiem. Nic by się nie stało gdyby tak pracowała tylko jedna firma. Niestety w Paryżu (nie wiem jak inne rejony francuskie) WSZYSTKIE firmy pracują dokładnie tak samo.
Jeszcze jeden przykład sprzed paru dni.
Kocie żarcie się kończyło i zamówiliśmy kolejną pakę przez internet (o wiele bardziej się opłaca niż ten syf z supermarketów). Przyszedł mail, że kurier przyjdzie w poniedziałek. Nie przyszedł. Wieczorem mail, że przyjdzie we wtorek. Oczywiście we wtorek również nikogo nie było.
Czwartek. Dzwonimy do firmy kurierskiej. Były opóźnienia paczka nawet nie wyjechała ale dzisiaj NA PEWNO już jedzie. Co prawda nie wiedzą kiedy kurier dostarczy paczkę bo przecież nie mają z nim kontaktu! No tak. To normalne.
Na szczęście dzisiaj już paczka doszła ale koty trochę "pogłodowały". I tak to tutaj działa.
Prawie zawsze nie obejdzie się bez opóźnień/problemów.
Kupiliśmy kaloryfery przez internet, było dokładnie to samo. Za każdym razem próbujemy inną firmę ale wszędzie to samo.
Najfajniej było kiedy pojechaliśmy na dwa tygodnie do Polski. Kurier akurat wpadł w tym czasie do nas z przesyłką. Po francusku średnio gadał i na dodatek chciał paczkę zostawić przed drzwiami! Nic nie dało tłumaczenie, że wrócimy dopiero po paru dniach. Dobrze, że nie miał kodu do bramy bo by wlazł i zostawiłby tą paczkę. Na szczęście sąsiedzi nie wpuścili gościa do budynku bo podobno straszliwie szarpał za drzwi...
A dlaczego tak to wygląda? Pewnie jednym z czynników jest to, że firmy kurierskie zatrudniają tylko emigrantów, którzy ledwo co znają francuski, a do tego robią co im się żywnie podoba. Wiadomo, że tak jest taniej do tego wszystkie firmy działają tak samo, więc nie ma konkurencji, która by podwyższała standardy, to po co coś co "działa" zmieniać.
Vive la france!
poniedziałek, 1 września 2014
22. Parc Monceau
Ależ zaniedbany blog, a fe! Ileż to wymówek można wymyślić? Moją będą koty, wakacje z panem B., a przede mną jeszcze przyjazd panny A. Ale dosyć już leniuchowania! Czas się wziąć do roboty i odświeżyć trochę tą biedną stronę.
Co nowego u mnie?
Mały kiciuś zaadoptowany. Bardzo szczęśliwy i mruczący.
Oprócz tego odkryliśmy malutki ale bardzo przyjemny park! Parc Monceau w 8 dzielnicy, styl angielski.
Jeśli ktoś chce odpocząć od zgiełku miasta, a ma dosyć stylu francuskiego to ten park stanowi wspaniałe rozwiązanie. Co prawda malutki ale jakże klimatyczny. W ciepłe dni wszyscy leżą na trawie i wygrzewają się w słońcu. Jest dużo kraników z wodą, ławek, a nawet darmowe wifi.
Co nowego u mnie?
Mały kiciuś zaadoptowany. Bardzo szczęśliwy i mruczący.
Oprócz tego odkryliśmy malutki ale bardzo przyjemny park! Parc Monceau w 8 dzielnicy, styl angielski.
Bardzo klimatyczny park. |
Szkoda, że takie tajemnicze dróżki były pozamykane. |
Nawet piramida się znalazła. |
Mój wspaniały pan B. |
Nawet Chopin się znalazł. |
Park jest otoczony pięknymi budynkami. Jak cudownie musi się tam mieszkać! |
Jeśli ktoś chce odpocząć od zgiełku miasta, a ma dosyć stylu francuskiego to ten park stanowi wspaniałe rozwiązanie. Co prawda malutki ale jakże klimatyczny. W ciepłe dni wszyscy leżą na trawie i wygrzewają się w słońcu. Jest dużo kraników z wodą, ławek, a nawet darmowe wifi.
poniedziałek, 11 sierpnia 2014
21. Losowanie
Długo mnie nie było, wiem! I za jakiś czas wszystko nadrobię jak będę miała w końcu chwilę dla siebie i bloga :)
A na razie głoszę wszem i wobec, że trwa super konkurs w którym można wygrać świetne koreańskie kosmetyki! Już raz wygrałam podobny konkurs na drugim blogu autorki losowania więc osobiście polecam, a nuż się uda!
Tutaj link: http://japonskiekosmetyki.blogspot.jp/p/missha.html
A na razie głoszę wszem i wobec, że trwa super konkurs w którym można wygrać świetne koreańskie kosmetyki! Już raz wygrałam podobny konkurs na drugim blogu autorki losowania więc osobiście polecam, a nuż się uda!
Tutaj link: http://japonskiekosmetyki.blogspot.jp/p/missha.html
czwartek, 12 czerwca 2014
20. Parc de la Villette
Ostatnio w ogóle nie mam jakiejś weny i też za wiele się u mnie nie dzieje. Jednak by całkowicie nie zaniedbać bloga postaram się coś z siebie wykrzesać.
Jakiś czas temu wybraliśmy się do parku parę stacji tramwajowych od nas. Parc de la Villette. Było akurat upalnie więc po 3 godzinach padliśmy i wróciliśmy do domu w tempie ekspresowym. Park ładny, dużo ludzi, większość na kocykach czy na trawie się opalała. W parku znajduje się Miasto Nauki i Przemysłu - Muzeum Nauki, ogromne z wielką ilością wystaw i różnych ciekawych rzeczy niestety bilety są dosyć drogie a my nie byliśmy przygotowani na zwiedzanie więc wypad do środka przełożyliśmy na bliżej nieokreśloną przyszłość.
Ogólnie cały park jest taki trochę metaliczny, chłodny, "nowoczesny", jednak to nie przeszkadza bo dzięki sporej ilości zieleni i otwartej przestrzeni jest całkiem przyjemnie. Zdecydowanie idealny park na piknik czy spotkanie z większą ilością znajomych.
A tak poza tym to w Paryżu pogodę mamy strasznie zmienną. Gorąco jest bez przerwy ale raz mamy wielką ulewę z burzami, grad wielkości mandarynek, a raz - tak jak dzisiaj jest pięknie i słonecznie. Dlatego kiedy pan B. wróci z pracy idziemy ruszyć tyłki bo aż żal siedzieć w domu.
Jakiś czas temu wybraliśmy się do parku parę stacji tramwajowych od nas. Parc de la Villette. Było akurat upalnie więc po 3 godzinach padliśmy i wróciliśmy do domu w tempie ekspresowym. Park ładny, dużo ludzi, większość na kocykach czy na trawie się opalała. W parku znajduje się Miasto Nauki i Przemysłu - Muzeum Nauki, ogromne z wielką ilością wystaw i różnych ciekawych rzeczy niestety bilety są dosyć drogie a my nie byliśmy przygotowani na zwiedzanie więc wypad do środka przełożyliśmy na bliżej nieokreśloną przyszłość.
Wielka Hala - pozostałość po rzeźni i targu mięsnym |
Facet obmywający sobie tyłek... |
Ogólnie cały park jest taki trochę metaliczny, chłodny, "nowoczesny", jednak to nie przeszkadza bo dzięki sporej ilości zieleni i otwartej przestrzeni jest całkiem przyjemnie. Zdecydowanie idealny park na piknik czy spotkanie z większą ilością znajomych.
źródło: http://www.parisinfo.com |
A tak poza tym to w Paryżu pogodę mamy strasznie zmienną. Gorąco jest bez przerwy ale raz mamy wielką ulewę z burzami, grad wielkości mandarynek, a raz - tak jak dzisiaj jest pięknie i słonecznie. Dlatego kiedy pan B. wróci z pracy idziemy ruszyć tyłki bo aż żal siedzieć w domu.
środa, 4 czerwca 2014
19. Kosmos
Jakiś czas temu obejrzałam coś absolutnie niesamowitego. Program, który leci na National Geographic Channel - Kosmos.
Chyba każdy z nas słyszał jak ogromny jest Wszechświat - tylko widzialny ma średnicę około 93 miliardów lat świetlnych. Ale czy tak naprawdę jesteśmy tego świadomi? Na co dzień raczej mało kto o tym myśli. Widziałam wiele interaktywnych stron próbujących przedstawić jego ogrom, np.: LINK ale dopiero po obejrzeniu Kosmosu, prowadzonego przez genialnego Neil deGrasse Tysona, dotarło do mnie jacy jesteśmy mali i jak wiele jeszcze mamy do odkrycia. Kosmos dał mi niesamowicie wiele do myślenia, dzięki niemu mogłam spojrzeć na moje życie z innej perspektywy. Ludzie muszą być strasznie pyszni skoro nadal uparcie twierdzą, że życie istnieje tylko i wyłącznie na Ziemi. Oczywiście nie mamy żadnych dowodów, że może być inaczej jednak kiedy dojrzymy ogrom naszego Kosmosu to ciężko nie myśleć, że gdzieś tam daleko, daleko znajduje się inna planeta Ziemia na której rozwija się życie. Jesteśmy tylko kroplą w morzu, warto się nad tym czasami zastanowić.
Każdemu kto jest ciekawy świata gorąco polecam świetną serię, która nadal leci na National Geographic Channel (LINK do oficjalnej strony internetowej programu), a jeśli komuś nie udało się załapać to wystarczy poszperać w internecie, gdzie można znaleźć wszystkie odcinki.
Chyba każdy z nas słyszał jak ogromny jest Wszechświat - tylko widzialny ma średnicę około 93 miliardów lat świetlnych. Ale czy tak naprawdę jesteśmy tego świadomi? Na co dzień raczej mało kto o tym myśli. Widziałam wiele interaktywnych stron próbujących przedstawić jego ogrom, np.: LINK ale dopiero po obejrzeniu Kosmosu, prowadzonego przez genialnego Neil deGrasse Tysona, dotarło do mnie jacy jesteśmy mali i jak wiele jeszcze mamy do odkrycia. Kosmos dał mi niesamowicie wiele do myślenia, dzięki niemu mogłam spojrzeć na moje życie z innej perspektywy. Ludzie muszą być strasznie pyszni skoro nadal uparcie twierdzą, że życie istnieje tylko i wyłącznie na Ziemi. Oczywiście nie mamy żadnych dowodów, że może być inaczej jednak kiedy dojrzymy ogrom naszego Kosmosu to ciężko nie myśleć, że gdzieś tam daleko, daleko znajduje się inna planeta Ziemia na której rozwija się życie. Jesteśmy tylko kroplą w morzu, warto się nad tym czasami zastanowić.
Każdemu kto jest ciekawy świata gorąco polecam świetną serię, która nadal leci na National Geographic Channel (LINK do oficjalnej strony internetowej programu), a jeśli komuś nie udało się załapać to wystarczy poszperać w internecie, gdzie można znaleźć wszystkie odcinki.
źródło: National Geographic Channel |
Subskrybuj:
Posty (Atom)