piątek, 27 grudnia 2013

4. Moje pierwsze francuskie święta


23 grudnia byłam święcie przekonana, że jest 22 i mamy ciągle jeden dzień do Wigilii. Niestety dopiero w nocy B. mi uświadomił moją pomyłkę. 24 wyruszył jak zwykle do pracy, po jego powrocie mieliśmy szybko kupić coś do jedzenia na Święta bo lodówka PUSTA. Ja oczywiście obudziłam się o 12. Poszłam do łazienki, a tam świąteczna niespodzianka!! Zapchany, niedziałający kibel! To wszystko o czym marzy kobieta w Święta Bożego Narodzenia. Bez żadnego sprzętu ani środków chemicznych nic nie mogłam zrobić. Było tylko gorzej! Zadzwoniłam do B. On zdecydował, że pojedzie do jego starego mieszkania po środki do walki z kiblem. Oczywiście przez to nie mieliśmy czasu by iść na zakupy więc B. wbił do jakiegoś pierwszego lepszego sklepu i nakupował wszystko co mu w oczy wpadło - np. kawior BLE! Oczywiście ja w tym samym czasie musiałam dostać miesiączki by było fajnie i leżałam w łóżku skręcając się z bólu. B. wrócił o 21, skończył rozprawiać się z kiblem o 22. I właśnie ok 22 zasiedliśmy do stołu. B. przywiózł ze sobą domowego, przenośnego grilla więc nasza Wigilia była dosyć oryginalna.





Mieliśmy właśnie coś takiego. Z dużą ilością mięsa i serów. Plus ziemniaki z piekarnika. Pychota!



 



W jednej z siat, które mój luby przytargał, znaleźliśmy prezenty! Od jego rodziców. Dla mnie 3 paczuszki, jedna wielka na spółkę i jeden prezent dla B. Strasznie miło z ich strony no i mieliśmy w końcu akcent świąteczny.  

25 grudnia B. wykorzystał do zamontowania TV na ścianie - byliśmy zmęczeni po ciągłym przenoszeniu go z krzesła, kiedy chcieliśmy jeść, na podłogę no i wykręcania sobie karków by być w stanie coś obejrzeć. Pracował do 15 godziny kiedy okazało się, że w ścianie są metalowe pręty i swoją wiertarką nie może się przebić. Super, cała praca na marne. Znów musieliśmy przenieść telewizor na krzesło ale przynajmniej obejrzeliśmy jakiś świąteczny animowany film.
Natomiast 26 we Francji jest dniem normalnym dlatego spędziłam go sama biorąc długą kąpiel. A wieczorem razem z B. Hana Yori Dango.
Tak właśnie wyglądały nasze pierwsze wspólne święta. Na pewno zostaną niezapomniane.

wtorek, 17 grudnia 2013

3. Wszyscy kochamy pocztę!

Och Francjo, Francjo! Jesteś tak wspaniała ale za swoją organizację powinnaś się wstydzić!
Ile na nową kartę do telefonu trzeba tutaj czekać? Minimum 2 tygodnie!
Mój B. zamówił nową kartę z moim nazwiskiem do swojego starego mieszkania, jeszcze zanim przyjechałam. Po sporym czasie okazało się, że karta nie dojdzie pocztą bo na skrzynce nie ma mojego nazwiska. B. chciał zmienić nazwisko na przesyłce - niemożliwe. W takim wypadku zmienił adres przesyłki na nasze nowe mieszkanie. I tym razem nakleił moje i jego nazwisko. Po długim oczekiwaniu nic nie przyszło. Teraz zabrakło na jednej tablicy naszych nazwisk.. Kiedy B. chciał zrezygnować z umowy powiedzieli mu, że musi wypełnić jakieś papiery i im je wysłać. Kolejna karta ale już z innej firmy doszła (również po długim czasie) do jego rodziców z jego nazwiskiem.
A co do naszych nazwisk na tablicy - zgłosił się do nas starszy pan, powiedział, że mamy uzupełnić pewien papier i w ciągu paru dni będziemy mieć działającą skrzynkę pocztową. B. wszystko napisał i... Czekamy! Już ze 3 tygodnie. Poszedł nawet do tego pana ale on powiedział tylko tyle, że nadal trzeba czekać.... No i czekamy czekamy cały ten czas.

Co ciekawe - nie ma po kolei mieszkań w bloku. Jesteśmy na pierwszym piętrze, mamy nr 63, a obok jest w ogóle coś innego. Nie rozumiem. Nic tu nie jest dla mnie logiczne. Mamy dwie bramy - trzeba znać kod do nich bo nie ma domofonu. Domofon jest dopiero przy trzecim wejściu, jest jeszcze czwarte też z domofonem. Czyli każdemu gościowi muszę podawać kod i przy każdej przesyłce to samo. A kiedy już domofon zadzwoni... Obudzi umarłego taki jest głośny. Raz straciłam na kilka chwil słuch bo stałam za blisko kiedy zadzwonił...

Problemy mamy również z internetem, od początku grudnia mogę korzystać tylko z bardzo słabego wifi od sąsiada. Wcześniej umówiliśmy się ze wcześniejszym lokatorem, że do końca jego umowy będziemy korzystać z jego internetu, a umowa miała się skończyć pod koniec grudnia. Skończyła się na początku i chociaż już mamy wszystko, całą linię, tą samą firmę to nadal musimy czekać do 19 grudnia. Ach życie jest piękne!

A na osłodę, również 19 grudnia, weźmiemy PACS - związek partnerski :)

czwartek, 14 listopada 2013

2. Francuskie KFC.

Przedwczoraj był ostatni dzień długiego weekendu. We Francji tak jak w Polsce 11.11 również jest dniem wolnym, my świętujemy niepodległość, a Francuzi koniec I Wojny Światowej.
Tak jak i w Warszawie i tutaj nie obyło się bez "atrakcji" - ok. 70 osób aresztowanych ze skrajnej prawicy.
Tego dnia mieliśmy iść na wystawę Fridy Kahlo, a potem do restauracji więc chyba dobrze wyszło, że zostaliśmy w domu. Dzień wcześniej zachciało nam się kurczaków z KFC. B. kupił cały wielki kubeł. Zjedliśmy prawie wszystko przy filmie o Fridzie. Po polskim KFC nigdy nie miałam żadnych problemów ale tutaj...
Sama restauracja wyglądała okropnie, wszystkie KFC, w których byłam u nas robiły raczej dobre wrażenie, może nic niesamowitego ale nie obrzydzało. Tutaj było obrzydliwie, niechlujnie, po prostu brzydko. Był koszmarny zaduch, nie dało się oddychać dlatego zapłaciliśmy i zabraliśmy się do domu z kubełkiem. Frytki w ogóle nie były posolone - nic. A jeden z kurczaków miał pióra... I to nie jedno malutkie. Cały był opierzony i jedno z piór miało długość ok 5cm!!!!! Sam smak również był beznadziejny - koszmarnie ostry. Jestem raczej uodporniona na ostre potrawy, nie robią na mnie wrażenia ale te kurczaki to było coś niesamowitego, nigdy jeszcze nie jadłam czegoś tak ostrego. Oprócz tego smaku nie dało się wyczuć nic. A następnego dnia myślałam, że opuszczę nasz wspaniały świat, tak bardzo mnie bolał brzuch, że aż skręcałam się z bólu. Oczywiście dzięki temu cały poniedziałek byliśmy uziemieni.
Tak się skończyła moja pierwsza przygoda z KFC co ciekawe mój luby też miał takie samo doświadczenie z francuskim KFC, tylko w innym miejscu. Nie wiem, może to kwestia tego, że ta "restauracja" znajdowała się na obrzeżu Paryża, a nie w centrum, jednak nasze polskie KFC ma całkowicie inną jakość. Dlatego jeśli kiedyś będziecie w Paryżu i zapragniecie jakiś fastfood to całkowicie odradzam Wam KFC przy Rue de Menilmontant, nie słuchajcie głosu żołądka! Ja w każdym razie już nigdy nie zjem kurczaka z tego wspaniałego lokalu, a na pewno nie w Paryżu.


czwartek, 7 listopada 2013

1. Przeprowadzka!

Witam serdecznie wszystkie osoby zainteresowane Francją, Paryżem i wszystkim co z tym pięknym miejscem jest związane.

Dwa tygodnie temu wyprowadziłam się z Polski by zamieszkać z moim chłopakiem i w zeszłym tygodniu odebraliśmy klucze do naszego mieszkania w Paryżu.
Francja może i nie jest aż tak egzotyczna jak Azja czy Ameryka ale myślę, że i tak jest ciekawa i sporo różniąca się od Polski.

Na tym blogu chciałabym się dzielić z Wami moimi przeżyciami, odczuciami i przygodami po zmianie kraju.
Czyli Polka w Wielkim Mieście - Paryżu.
No i szczerze mówiąc już brakuje mi polskiego dlatego przyjemnie jest sobie coś poskrobać po polsku!

Mój B. właśnie skręca łóżko! Nie mogę się doczekać bo ostatni tydzień spaliśmy tylko na materacu. Przyjemnie będzie się na nim wylegiwać, jest ogromne! Niestety nie mogę mu w żaden sposób pomóc bo wczoraj nadwyrężyłam sobie kręgi szyjne i jestem w kołnierzu bez możliwości poruszania głową. To dopiero pierwszy tydzień w Paryżu, a już takie "przygody" mnie spotkały.. Oby dalej było tylko lepiej!